Nie chodzi wam o zwiększenie dzietności, chodzi wam o zwiększenie kontroli nad kobietami.

Zdjęcie: freepik.com

Powiem wam, że autentycznie mam dość całej tej debaty o dzietności. Temat powraca niczym bumerang, kolejni mężczyźni prześcigają się coraz to bardziej kuriozalnych pomysłach, a wszystko sprowadza się do niezgody na to, że kobiety nie są już towarem wymiennym. To nie dzietność jest dla nich największym problemem, jest nim natomiast niezależność kobiet.

Olaboga, wymrzemy, bo dzietność maleje!

Po opublikowaniu przez Główny Urząd Statystyczny danych demograficznych, dotyczących liczby urodzeń i zgonów za rok 2023, ponownie zaczęła się moralna panika w kwestii dzietności – chociaż ten temat ciągle nas grzeje, więc jest kontynuowany, w końcu wyświetlenia i lajki najlepiej zbiera się na kontrowersyjnych i polaryzujących tematach.  

Owszem, uważam, że jest to kwestia warta przemyślenia, natomiast wystarczy tylko wczytać się w kolejne propozycje dotyczące tego, jak doprowadzić do zwiększenia dzietności w Polsce, żeby zrozumieć, że ta rzekoma troska o dzietność jest tylko zakamuflowanym sposobem na postulowanie odebrania kobietom wcześniej wywalczonych praw.

Gdybyśmy faktycznie chcieli zająć się problemem coraz bardziej zmniejszającej się dzietności, rozważalibyśmy wówczas wiele kwestii. Tutaj potrzebna jest szczegółowa analiza zróżnicowanych czynników, które wpływają na to, że Polki i Polacy, również ci pozostający w sformalizowanych związkach, odciągają w czasie decyzje o powiększeniu rodziny lub w ogóle rezygnują z chęci posiadania potomstwa.

Wprawdzie nie nazwałabym życia w Polsce tragicznym, jednak czegoś innego będzie potrzebowała bezdzietna singielka, a czego innego młode małżeństwo, które marzy o pierwszym dziecku.

Dlatego jeżeli naprawdę zależałoby na poważnej dyskusji dotyczącej dzietności, mówilibyśmy o kryzysie mieszkaniowym, o łamaniu praw pracowniczych, spychaniu pracowników na śmieciówki, utrudnionym dostępie do punktów przedszkolnych, tragicznych warunkach na porodówkach czy horrendalnej ilości dłużników alimentacyjnych.

Winne są kobiety

Próżno szukać takich wątków w tych wszystkich dyskusjach. Wręcz przeciwnie, autorzy tych mądrości bardzo często są zwolennikami dzikiego, niczym nieograniczonego, kapitalizmu, spod znaku flipperów i Januszexów. Wszystko sprowadza się natomiast do jednego wniosku: to wina kobiet.

Wiem, że niektórzy z was nie uznają tego za żaden merytoryczny dowód, ale naprawdę wystarczy prześledzić wypowiedzi w temacie kryzysu dzietności, pojawiające się na przeróżnych mediach społecznościowych, żeby wyraźnie to zobaczyć. W tych wszystkich patetycznych rozważaniach jest zawsze jeden, główny wątek: współczesne kobiety to księżniczki, które z byle powodu odrzucają zainteresowanych nimi mężczyzn, panie wygodnisie, nie chcą rodzić dzieci, a kraj cierpi. Powinny się poświęcić.

Emancypacja była błędem

Zastanawiające jest jednak to, że na próżno szukać tekstów, w których autorzy zastanowili by się, dlaczego kobiety wybierają samotność ponad związek z zainteresowanym nimi mężczyzną.

Relacje międzyludzkie oparte są na pewnego rodzaju wzajemności, dlatego jeżeli analizujemy zachowanie jednej ze stron, musimy również wziąć pod uwagę, co do niego doprowadziło.

Chociaż pytamy o to, dlaczego kobiety nie chcą rodzić dzieci, gotową odpowiedź mamy już przygotowaną w głowie. Oczywiście, że wszystkiemu jest winna empancypacja, paniom wywaliło ego, czują się lepsze od mężczyzn i ich nie potrzebują. Dodatkowo przecież wszyscy wiedzą, że to ta emocjonalna płeć, więc zamiast wybrać dobrego mężczyznę (w domyśle autora wypowiedzi), wybiera bad boya, który ją później krzywdzi. Dlatego emancypacja była błędem, a za kobiety decyzje powinni podejmować mężczyźni. Tak było od lat i świat dobrze funkcjonował.

W tym wszystkim mamy jeden, dominujący wątek: kobiety podejmują decyzje, które mi się nie podobają.

Nawet jeżeli skupialibyśmy się na indywidualnych wyborach jednostek, to dlaczego tylko patrzymy na postawy wśród kobiet? Dlaczego to od kobiet zawsze wymaga się poświęcenia w imię wyższego dobra?

To doprawdy fascynujące, że w temacie kryzysu dzietności nigdy nie poświęca się uwagi mężczyznom. Nie zastanawia się, dlaczego kobiety wybierają samotność ponad związek z nimi. Oczywiście, że ten specyficzny rodzaj faceta, będzie siebie traktował jako największą ofiarę matriarchalnego spisku, a nie zauważy, że być może kobiety chcą doczekać się potomstwa. Tylko po prostu nie widzą jego w roli ojca swoich dzieci.

Mężczyźni idą swoją drogą, ale za całe zło tego świata odpowiadają kobiety

Zatrzymajmy się tutaj na chwilę.

Ponownie wrócę do tego, że naprawdę nie trzeba daleko szukać. Wystarczy przejrzeć social media, aby pojawił się przed nami pewien obraz. Nie zrozumcie mnie źle, mówię teraz o bardzo specyficznej grupie mężczyzn, którzy zdecydowanie nie powinni być przedstawiani jako reprezentacja większości.

Mają oni naprawdę wiele do powiedzenia na temat kobiet, ich charakteru, a przede wszystkim – ich wad.

Jeśli wychodzisz z założenia, że ty jesteś lepszy, bo kilkadziesiąt czy kilkaset lat temu, jakiś gostek, który akurat też był mężczyzną, dokonał przełomowego odkrycia – więc to normalne, że ty zasługujesz na sukces zawodowy, a twoja ewentualna kobieta ma ci rodzić tylko dzieci i zajmować się domem, to nie wiem skąd to zdziwienie,że nikt nie widzi cię w roli ojca swoich dzieci.

Chociaż całym sercem wspieram wszelkie pozytywne inicjatywy, które robione są przez mężczyzn dla mężczyzn, To w ostatnich latach wytworzyła się bardzo hermetyczna społeczność męska, której siłą napędową jest zemsta.

To swojego rodzaju błędne koło. Kiedyś skrzywdziła mnie jakaś kobieta, Więc wokół mojego cierpienia zbuduje całą teorię, które sprowadzać będzie się do przekonania o tym, że gdyby kobieta nie miała prawa do odmowy, to mężczyzna podejmujący za nią decyzje, zapewniłby jej lepszy byt.

A to ponownie sprowadza nas do tego, że w rzeczywistości ci wszyscy samozwańczy eksperci od prokreacji, w dupie mają faktyczny kryzys dzietności – problemem jest to, że kobiety zyskały autonomiczność i nie są już zależne od ich przychylnego spojrzenia.

Worek na głowę i za ojczyznę

Do napisania tego tekstu skłonił mnie artykuł Czy powinniśmy wskrzesić małżeństwo z rozsądku, autorstwa Jakuba Nowaka. Pozwolę przytoczyć sobie jeden fragment, który doskonale obrazuje to, o czym piszę w moim tekście.

Do refleksji wokół tego tematu skłoniły mnie rozmowy, które prowadziłem z bezdzietnymi kobietami w środowiskach prawicowych. Niewiasty te pomimo posiadania wszelkich przymiotów do założenia rodziny nie robiły tego jednak. Gdy próbowałem im jako alternatywę zaproponować wizję małżeństwa z rozsądku w którym to najwyższym celem byłaby prokreacja dla dobra Państwa i Narodu one ją z oburzeniem odrzucały. Zastanowiło mnie skąd u nich tak głęboka awersja, pomimo bądź co bądź słusznego światopoglądu. Coś musiało być w nich nie tak, że w tej jednej sprawie przyjmowały stanowisko par excellence liberalne. 

Zauważcie, że znów stawia się kobietę jako tę, która ma się poświęcić dla dobra sprawy. Dziwnym trafem, nie pojawiają się propozycje, by to mężczyźni się poświęcali, wchodząc w związki z kobietami, które nie są dla nich pociągające. Nagle by się okazało, że nawet dobro narodowe nie jest warte tego, by mężczyzna musiał poślubić dziewczynę, którą uważa za odrażającą.

Ponieważ, powtózę to po raz kolejny, kwestia dzietności to tylko ładne opakowanie, którym okryty jest prawdziwy problem. Ci mężczyźni nie chcą partnerek. Ci mężczyźni oczekują poddanych, które będą traktować jak swoją własność.

Głową w mur

Wbrew pozorom, nie uważam, że każdy mężczyzna, który podnosi podobne postulaty jest inherentnie złymi mizoginem.

W tym momencie młodzi mężczyźni uderzają w ścianę (którą kochają straszyć kobiety): okazuje się bowiem, że wcale nie są tacy wyjątkowi i niezastąpieni, jak im do tej pory zmawiano, a kobiety nie są im nic winne.

Bardzo dużo rzeczy wynosimy z domu, chociażby przez obserwację rodziców, replikowanie pewnych zachowań czy schematów. Jeśli więc chłopczyk, który później stanie się mężczyzną, wychowywuje się w rodzinie, w której uczy się konkretnych wzorców, to nic dziwnego, że będzie to póowtarzał w dorosłym życiu.

Jeśli jego ojciec traktuje matkę jak człowieka gorszej kategorii, poniża ją, umniejsza i pokazuje na każdym kroku swoją wyższość, to nic dziwnego, że późnej jego syn będzie zachowywał się w podobny sposób. W dorosłość wkroczy z przekonaniem, że jest kimś wielkim tylko z powodu posiadania penisa, a kobiety powinny być nim zainteresowane, bo nie znajdą sobie lepszego kandydata na męża i ojca. Owszem, życie bardzo szybko to zweryfikuje, ale ten chłopiec nie zna innego modelu męskości, prócz tej przekazanej mu przez ojca, która opiera się na agresji, dominacji i przemocy.

To nie jest jego wina, że wychowywał się w takim, a nie innym środowisku, ale to już od niego zależy, co z tym dalej zrobi. Jest tutaj tylko jedno rozwiązanie i bynajmniej nie mówię o powrocie do średniowiecznego patriarchatu. Zamiast za całe zło tego świata obwiniać kobiety i prześcigać się w coraz bardziej kuriozalnych pomysłach, jak by je zmusić do macierzyństwa, może warto zacząć od pracy nas sobą. A przede wszystkim wziąć wszelkie przekonania oparte na binarnym podziale ról płciowych i wywalić je na śmietnik.

Moje teksty mogą powstawać dla Was za darmo tylko dzięki Waszemu wsparciu.

Jeśli tekst ci się podobał, rozważ zasubskrybowanie mojego bloga, zostawienie komentarza lub udostępnienie tego dalej.

Jeśli masz taką chęć, możesz mnie również wesprzeć finansowo.

BuyCofee.to: https://buycoffee.to/pok0chawszy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *