Zacznijmy od podstaw.
Wychowanie dziecka z zasadami danej religii czy opowiadanie mu o różnych religiach, nie jest niczym złym. Sama, jako dziecko, miałam taką fajną ilustrowaną Biblię, chodziłam na specjalne msze dla dzieciaków, gdzie, podczas kazania, ksiądz zbierał maluchy pod ołtarzem i zachęcał do interakcji czy mówienia do mikrofonu — i to było fajne, nie mam absolutnie niczego tutaj do zarzucenia.
Można do wychowania w religii podejść dobrze i można podejść źle. Niestety, większość katolików zdaje się nie zauważać tej różnicy, kiedy tylko ktoś zdecyduje się skrytykować jakiś aspekt ich religii.
Dziecko nie jest twoją własnością
Najczęściej pojawiającym się argumentem przeciwników krytyków podejścia katolickiego do wychowania dzieci w wierze, jest odbicie piłeczki na zasadzie: to co, może lepiej żeby edukatorzy seksualni uczyli małe dzieci jak się masturbować?
To po pierwsze pokazuje nieznajomość standardów WHO i opieranie się wyłącznie na tym, co gdzieś tam przeczytali u jakiegoś alt-prawicowego krzykacza, a po drugie — brak umiejętności patrzenia krytycznie na własną religię.
Nie zrozumcie mnie źle, tak samo krytykuje zmuszanie małych dziewczynek do noszenia hijabu, golenia włosów, aranżowanych małżeństw czy przemoc domowa, motywowaną religią, bez względu od przyjętego wyznania.
Nie uważam też, że tylko katolicyzm będzie opresyjny. Prawdopodobnie znajdą się wyznania konkretnych odłamów chrześcijaństwa czy islamu, które dla dzieci będą jeszcze gorsze.
Jednym jest dyskryminacja ze względu na religię i obrażanie ludzi ze względu na tę religię, a czym innym jest krytyka samych zasad w danej wiary. Pierwszego staram się nie robić, chociaż wiadomo, jestem tylko człowiekiem i również popełniam błędy oraz zaliczam fuckupy, drugie robię od zawsze, dlatego dziwi mnie, że osoby, które mnie obserwują, przez co też niejako znają mój typ contentu, są tak bardzo tym oburzeni.
Nikt tutaj nie mówi o tym, żeby zakazać rodzicom mówienia o zasadach danej wiary czy wychowywaniu dzieciaków zgodnie z nimi. Tutaj dosłownie chodzi tylko o to, aby nie zmuszać ich do rzeczy, które wywołają w nich — i to delikatnie mówiąc — dyskomfort.
Trzeba powiedzieć sobie najważniejsze: dziecko nie jest własnością rodziców. To jest chyba najtrudniejsza do zaakceptowania przez wielu prawda. Tak, przez 18 lat rodzic odpowiada za dziecko, również za wychowanie tego dziecka, ale nie daje mu to żadnego prawa do traktowania swojego potomstwa w kategorii własności. Dziecko to odrębny człowiek, który ma prawo do podejmowania własnych decyzji.
Znaczące jest to, że te argumenty zawsze wychodzą w podobnych dyskusjach. Nieważne, czy dyskutujemy o spowiedzi dziecka, prawie rodzica do klapsa czy homofobii/transfobii wśród rodziny. Wydaje nam się, że jako rodzice, mamy prawo traktować nasze potomstwo jak, nie wiem, zwierzątko domowe, żeby nie powiedzieć gorzej.
Wiadomo, jako rodzice chcemy wierzyć, że jesteśmy w tym przynajmniej dobrzy. Na pewno trudno się słucha, że przez nasz sposób wychowania, dziecko doświadcza różnych problemów.
Podczas moich praktyk studenckich w szkole widziałam sporo takich przykładów. Najczęściej związane one były z rodzicami, którzy uważali, że ich dziecko jest przecież normalne, więc zamiast ułatwić mu to szkolne życie i na przykład zabrać na badania do poradni psychologiczno-pedagogicznej pod kątem dysleksji, to woleli udawać, że wszystko jest w porządku i wszystko gra.
Tak samo jest w przypadku religii.
Co jest nie tak ze spowiedzią?
Pojawia się coraz więcej artykułów, w których specjaliści różnej maści, wypowiadają się na temat szkodliwości spowiedzi dzieci, szczególnie jeżeli na tej spowiedzi omawiane są tematy związane ze sferą seksualną.
Jak czytamy w treści petycji[1] autorstwa Rafała Betlejewskiego:
Spowiedź jest ingerencją w intymny świat dziecka, prowadzoną z wymogiem mówienia „całej prawdy” pod groźbą boskiej kary. Spowiednikami są ludzie, którzy nie mają odpowiedniego przygotowania psychologicznego. Psycholodzy dziecięcy ostrzegają, że spowiedź może być formą psychicznej przemocy.
W w podobnym tonie wypowiadają się również konkretni specjaliści.
Myślę, że to nietrafiona koncepcja, zakorzeniona w polskiej religijności, ale kompletnie niedostosowana do poziomu rozwoju dziecka. Poziom rozumienia dobra i zła, a to chyba powinno być rozstrzygające w rozmowie związanej ze spowiedzią u dzieci, które mają 8–9 lat nie jest jeszcze poziomem dojrzałym. W tym wieku za dobre uważa się dziecko grzeczne, czyli posłuszne. Kompletnie nie o to chodzi. Poniżej 12–13 roku życia jest mała szansa, żeby dzieci to właściwie rozumiały. Dzieci rzadko rozmawiają z rodzicami o sprawach związanych z seksualnością, a tymczasem tutaj mamy obcego faceta w dziwnych warunkach, który nie ma żadnego przygotowania, żeby rozmawiać z dziećmi na te tematy.
— mówi dr Aleksandra Piotrowska, psycholożka dziecięca dla portalu WP Kobieta.[2]
Z kolei Grażyna Lewko, psycholożka i traumatolożka dziecięca, w rozmowie z oko.press [3] dodaje:
Nie ma żadnego uzasadnienia dla wypytywania dziecka o fantazje seksualne albo o masturbację. Masturbacja jest zwyczajnym zachowaniem seksualnym człowieka. Gdy staje się lekarstwem na opuszczenie, osamotnienie i zaczyna dominować w życiu dziecka, czy dorosłego, wówczas szukamy lekarstwa, które bardziej pomaga. Ale czasem masturbacja ratuje życie np. w sytuacji skrajnego opuszczenia, dziecko wówczas nieświadomie szuka pocieszenia we własnym ciele. Jako dorośli mamy zrozumieć cierpienie dziecka i pomóc mu.
[…]
Jeśli osoba dorosła wkracza w tę intymną rzeczywistość, narzucając dziecku własne myśli i fantazje seksualne, to brudzi i niszczy ten świat. To osoba dorosła ma brudne myśli, nie to dziecko. Dlatego takie intruzywne seksualnie spowiedzi są pamiętane całe życie.
[…]
Uważam, że wszystko to, co jest związane z naruszeniem granic seksualnych dziecka, jest przemocą seksualną. Możemy tylko zastanawiać się jak poważną i jakie symptomy wywołała.
Natomiast Maciej Biskup OP W swoim tekście dla portalu wiez.pl[4] pisze tak:
Przez siedem lat — najpierw jako proboszcz w Szczecinie, a potem wikary w Łodzi — uczestniczyłem bezpośrednio w przygotowaniu dzieci i rodziców do Pierwszej Komunii.[…] Coraz bardziej skłaniam się do tego, by odchodzić od spowiedzi dzieci, tym bardziej, że w wielowiekowej Tradycji Kościoła brak spowiedzi indywidualnej był czymś naturalnym. Głównym moim argumentem, który trzeba także stosować do dorosłych, jest to, że dzieci nie mają świadomości procesu rozwoju. A spowiedź każdego człowieka powinna być przeżywana właśnie w kontekście procesu rozwoju. Bóg nie patrzy na nas wycinkowo, fragmentarycznie. W rachunku sumienia i spowiedzi widzi nas całościowo.
Portal NaTemat.pl[5] przytacza też inną jego wypowiedź w tym temacie:
To nie jest wymóg dogmatyczny, dziecko nie musi przystąpić do spowiedzi, by mogło przyjąć komunię. To jest praktyka kościoła, która pojawiła się w którymś momencie, a praktyki były różne. Przykładem jest św. Augustyn, jeden z największych ojców Kościoła zachodniego, który ochrzcił się jako dorosły i z tego, co mówią historycy i źródła, już nigdy potem się nie spowiadał.
Religioznawca prof. Zbigniew Mikołejko również jest zwolennikiem argumentu o podniesieniu wieku dziecka przystępującego do pierwszej spowiedzi.
Spowiedź nie oczyszcza, nie uwalnia dzieci. Nie zaszczepia moralnego poczucia egzystencji, zaszczepia poczucie winy. Ci, którzy chcą się pozbyć poczucia winy, uciekają w formalizm — mają karteczki od kolegów. Pierwszą spowiedź przesunąłbym na wiek gimnazjalny. 13–15 lat to jest dobry czas
— mówi w rozmowie z TOK.fm. [6]
Mikołejko również ważną kwestię dotyczącą tego, że pierwotnie wszystkie sakramenty człowiek przyjmował jako dorosła osoba. Nawet Jezus, jak czytamy w Ewangelii, chrzest nad rzeką Jordan, przyjął nie jako chłopczyk, a jako mężczyzna.
Wszystko opiera się na tym nieszczęsnym Piusie X, który uznał, że nie należy odkładać pierwszej spowiedzi. Że siedmioletnie dzieci są już na tyle dojrzałe intelektualnie, by ją odbyć. Była to reakcja na coraz późniejsze przystępowanie ludzi do spowiedzi i pierwszej komunii. Papież uznał, że należy to przyspieszyć. Kiedyś — w pierwszych wiekach chrześcijaństwa — wszystkie czynności sakramentalne człowiek podejmował jako osoba dorosła
W sondażu przeprowadzonym przez Wirtualną Polskę [7] spowiedzi dla osób powyżej 16 roku życia chciałoby 36% ankietowanych, 19% z kolei chce aby do spowiedzi przystępowały wyłącznie osoby pełnoletnie. Natomiast jeśli spojrzymy na sondaż wykonany na zlecenie Oko.press i radia TOK.fm ponad połowa ankietowanych (51%) wskazuje na negatywne odczucia, jeśli chodzi o przeżywanie pierwszej spowiedzi.
Nie oznacza to, bynajmniej, że większość Polaków aktualnie sprzeciwia się spowiedzi dzieci, natomiast coraz częściej zaczynają być słyszalne głosy krytyczne, również takie zakładające rozwiązania ograniczające dostęp dzieci do spowiedzi.
Pokolenie dorosłych (już) dzieciaków z traumą religijną
Temat odejścia odpowiedzi dzieci, przynajmniej w Polsce, wbrew pozorom nie wyszedł od środowisk lewicowych czy liberalnych, tylko od środowiska związanego z Tygodnikiem Powszechnym.[8]
Dla mnie, chyba takim przełomowym momentem, jeśli chodzi o przepracowywanie traumy religijnej, był reportaż Joli Szymańskiej [9] o tym, jak kościół terroryzuje i zastrasza swoich wiernych wizją piekła i szatana. Wcześniej myślałam, że jestem w tym wszystkim osamotniona i chociaż pracowałam nad tym tematem na własnej terapii, to czułam się trochę tak, jakbym niejako zmyśliła sobie cały ten problem.
Moje doświadczenia z kościołem katolickim to trochę taka love-hate relationship. Przez wiele lat byłam wierząca, aktywnie uczestniczyłam w życiu kościoła, chodziłam na religię, śpiewałam w kościelnej scholi i czułam się w tym środowisku dobrze. Nie wiem, kiedy tak naprawdę zaczęło się to zmieniać i wiara zamknęła mnie w takiej swoistej klatce wewnątrz mojego umysłu.
Moim takim pierwszym wyraźnie negatywnym wspomnieniem jest pójście do spowiedzi przed Triduum Paschalnym. To był jeden z tych dni, kiedy do naszego Kościoła przyjechali księża z innych miast, aby wierni mogli się wyspowiadać. Miałam może 13, maksymalnie 14 lat. Podeszłam do jednego z takich dostawionych konfesjonałów, uklękłam i zaczęłam swoją spowiedź. Przeszłam przez początkową formułkę i zaczęłam wyznawać swoje grzechy. Zakończyłam standardowym więcej grzechów nie pamiętam, żałuję za nie i pragnę się z nich poprawić.
W konfesjonale zapadła cisza, więc pokornie czekałam na odpowiedź księdza. Nie spodziewałam się jednak nigdy tego, co miało zaraz nadejść. Mój spowiednik zaczął się na mnie wydzierać, że co ja sobie wyobrażam przechodząc taka nieprzygotowana i dlaczego nie dodałam, że za moje grzechy przepraszam Boga i Kościół.
Nie dodałam, ponieważ nikt nie uczył mnie takiej formuły. Byłam wtedy jednak dzieckiem, więc siedziałam potulnie jak trusia, a właściwie powinnam powiedzieć, klęczałam potulnie jak trusia w tym konfesjonale, cała się trzęsąc i po prostu czekając na koniec tego piekła.
Kiedy wróciłam do domu, dalej byłam przerażona. Nie powiedziałam nic rodzicom, ponieważ bałam się, że wezmą stronę tego księdza. Przez kilka dni nie mogłam spać, ponieważ kiedy tylko zamykałam oczy, przed oczami stawała mi ciągle jedna i ta sama scena oraz słyszałam, po raz kolejny, krzyk mojego spowiednika.
Niestety, to nie był jednostkowy wypadek. Im starsza byłam, im bardziej wchodziłam w kościół, im większą wiedzę zdobywałam na temat wiary, tym gorzej się czułam, szczególnie jeżeli chodzi o sferę mojej seksualności.
Tutaj tak naprawdę mam kilka kwestii do omówienia.
Po pierwsze: seksualność.
Mając gdzieś, nie wiem, 14–15 lat, trafiłam na pierwsze sceny seksu w książkach, pierwsze filmy z czerwonej strony i właśnie gdzieś w tym okresie zaczęłam świadomie odkrywać masturbacje. Na początku, z tego co pamiętam, zrobiłam to bardzo nieintencjonalnie. Nawet nie wiem, czy było to pod wpływem sugestywnych treści czy po prostu moja ręka zawędrowała na południe i zaczęłam rozumieć, że dotykanie pewnych sfer może sprawić przyjemność. Niestety, przebywając wśród ludzi wierzących i ogólnie w Kościele, szybko dowiedziałam się, że to jest złe, zepsute, ale przede wszystkim niepodobające się Bogu. Czułam się z tym tak okropnie.
-Dlaczego wciąż to robię? — pytałam siebie. — Bóg mnie tak kocha, tyle mi daje, a ja nawet prostej rzeczy nie potrafię dla niego zrobić.
Po drugie: wstyd.
Po wszystkim zawsze czułam się taka brudna. Na pewno nauczanie Kościoła, jeżeli chodzi o sferę seksualną, sprawiło, że kwestie odnajdywania własnej seksualności, musiałam latami omawiać na terapii, zanim wróciło to do normy.
Najgorsze było jednak to, że w którymś momencie dowiedziałam się, że muszę się z tego spowiadać, bo w innym wypadku moja spowiedź będzie nieważna. Zawsze raczej wybierałam takie poważniejsze grzechy, które chciałam przekazać w konfesjonale, natomiast jeżeli chodzi o sferę seksualną, to nigdy nie czułam się z tym na tyle dobrze i na tyle bezpiecznie, żeby poruszać ją podczas spowiedzi.
I znów, stanęłam przed ciężką decyzją. Nie chciałam trafić do piekła przez fakt, że przyjmowałam komunię, nie mając ważnej spowiedzi, ale jednocześnie nie czułam się komfortowo z mówieniem o takich sprawach księdzu. Do cholery, ja nawet nie czułam się komfortowo z mówieniem o takich sprawach moim własnym rodzicom i tak naprawdę nigdy z nimi o tym nie rozmawiałam.
W końcu jednak strach przed piekłem wygrał. Czując się zawstydzona i poniżona, zaczęłam się z tego spowiadać. Nie powiem wam teraz, czy jakikolwiek kapłan dopytywał mnie o różne rzeczy w konfesjonale, bo po prostu tego nie pamiętam.
Jedna sytuacja jednak zapadła mi głęboko w pamięć. Byłam wtedy znacznie starsza, miałam może z 18 czy 19 lat i zdecydowałam się na spowiedź w Archikatedrze Wrocławskiej. Wybrałam sobie konfesjonał, w którym akurat przebywał spowiednik i zaczęłam mówić. Jednym z wyznawanych przeze mnie grzechów był kontakt z dziewczyną, konkretnie chyba chodziło o pocałunek. I znów, ta sama historia, co kilka lat temu. Tym razem, oprócz krzyku, dostałam jednak groźbę ekskomuniki. Tak samo jak w przeszłości, ta sytuacja prześladowała mnie za każdym razem, kiedy tylko zamknęłam oczy i zafundowała mi kilka dni koszmarów sennych.
Po trzecie: strach.
Najgorsza była w tym wszystkim chyba świadomość, że idąc do spowiedzi mogę trafić na księdza, z którym mam kontakt na co dzień. Tak, jasne, zaraz mi powiecie, że przecież ksiądz jest jak lekarz i nic z taką informacją nie zrobi, żeby wykorzystać ją przeciwko tobie.
To nie ma znaczenia.
Dla mnie to było skrajnie poniżające, że muszę o takich rzeczach mówić o sobie, z którą mam kontakt na co dzień. W szkole, we wspólnocie — i tym podobne. Kiedy decydowałam się już pójść do mojego kościoła, to wyczyniałam naprawdę żałosne akrobacje. Zawsze starałam się przyjść wcześniej, więc jeśli zobaczyłam księdza, którego chciałam uniknąć, to mogłam odpuścić sobie spowiedź tego dnia. Gorzej było jednak, kiedy ksiądz już był w konfesjonale. Wtedy chodziłam w kółko, próbowałam zobaczyć przez kratkę jego twarz czy rozpoznać głos pod takich, wiecie, mrukliwych odpowiedziach słyszalnych z samego konfesjonału.
Coś, co miało niby być drogą ku pojednaniu z Bogiem, stało się moim osobistym koszmarem. Bezpiecznie czułam się tylko w momencie, kiedy wybierałam inny kościół. A i tak nie zabierało to mojego wstydu, związanego z tym, że muszę się spowiadać z najbardziej ukrywanych tajemnic.
#teżodchodzę
Przełomem dla mnie była właśnie chyba akcja Joli Szymańskiej związana z jej apostazją. Tak jak wcześniej już wspominałam, czułam się bardzo osamotniona w moich przemyśleniach i bolączkach związanych z byciem członkinią Kościoła Katolickiego. Kiedy jednak Jola zaczęła zabierać głos, ucieszyłam się, ponieważ pomyślałam sobie: hej, to też o mnie!
Pojawiało się coraz więcej artykułów i reportaży, skupiających się na traumach związanych z wyjściem z Kościoła. Te głosy bardzo pomogły mi w tym, żeby zaakceptować, ale przede wszystkim, żeby zrozumieć, że mierzę się z traumą religijną i muszę to podnieść na terapii.
Wiele specjalistów też nie rozumie powagi tego problemu. Potrafiłam usłyszeć od psychologa, że jeżeli mam lęki związane z byciem opętaną czy skazaną na wieczne potępienie, że jeżeli tak bardzo boję się piekła, to mi nie jest potrzebne psychiatra i terapeuta, tylko egzorcysta — i to wszystko było wypowiedziane w takim cyniczno-wyśmiewającym tonie, na zasadzie, patrzcie, co za idiotka.
Nic, nawet molestowanie, nie zdystansowało mnie do Kościoła tak, jak internetowa nienawiść osób wierzących oraz brak reakcji ze strony duchownych, a czasem nawet podpinanie się pod tę nienawiść i lajkowanie nienawistnych treści.
— mówiła Jola Szymańska w wywiadzie z Jerzym Sosnowskim dla portalu wiez.pl[10]
Z kolei z artykułu autorstwa Niko Graczyk dla noizz.pl [11] wybrzmiewają przerażające relacje związane ze spowiedzią dzieci.
Bardzo nie chciałam iść do spowiedzi, ale były święta i rodzina mi kazała. Bałam się na tyle, że zasłabłam w konfesjonale. Od razu, kiedy zaczęłam czuć się słabo, to przerwałam spowiadanie się i stwierdziłam, że muszę wyjść. Ksiądz powiedział jednak, żebym najpierw skończyła. Próbowałam, ale było mi tak słabo, że wstałam i wybiegłam. Ksiądz nawet nie wyszedł z konfesjonału i nie sprawdził, czy wszystko ze mną okej. Rodzice powiedzieli, że przesadzam.
— relacjonuje Patrycja.
Kolejna rozmówczyni Niko dodaje:
Kiedy miałam 12 lat, ksiądz podczas spowiedzi zapytał mnie… czy uprawiam seks.
Takich głosów, mniej lub bardziej publicznych, można w sieci znaleźć całą masę, wystarczy tylko wrzucić hashtag #teżodchodzę w wyszukiwarki różnych portali społecznościowych. Sam profil podcastu TeżOdchodzę na samym Instagramie śledzi ponad 13 000 osób.
Trauma poreligijna, czyli co?
Chociaż w Polsce dopiero zaczynamy, delikatnie, poruszać temat traumy religijnej, to na zachodzie ten temat poruszany jest mniej więcej od 2011 roku, ponieważ właśnie wtedy psycholożka Marlene Winell użyła terminu religious trauma syndrome w swoim artykule dla British Association for Behavioural and Cognitive Psychotherapies.[12]
Jak czytamy na angielskiej Wikipedii [13] termin religious trauma syndrome:
został uznany przez indywidualnych psychologów i psychoterapeutów za zestaw objawów, o różnym nasileniu, doświadczanych przez osoby, które uczestniczyły lub porzuciły autorytarne, dogmatyczne i kontrolujące grupy religijne i systemy przekonań. Objawy obejmują kwestie poznawcze, afektywne, funkcjonalne i społeczne / kulturowe, a także opóźnienia rozwojowe.
Z kolei na stronie organizacji The Foundation for Post-Traumatic Healing and Complex Trauma Research[14], w tekście dotyczącym właśnie traumy poreligijnej, wyróżniona została kwestia dominacji psychicznej oprawcy nad ofiarą, w tym wypadku, wiadomo, chodzi o wysoko postawione osoby w kościele i ich dominację nad wiernymi.
Wewnątrz systemu zniewolenia sprawcy wywierają dominację za pomocą technik mających na celu pozbawienie jednostki władzy i odłączenie jej od siebie i innych. Często w religii taktyki te obejmują biblijną dosłowność, strach i wstyd. Subtelna natura tej dominacji sprawia, że jest ona tak wsTimes1chobecna i niebezpieczna, ponieważ pozwala ludziom, którzy w przeciwnym razie nie zaakceptowaliby przemocy lub nadużyć, odrzucić je lub przymknąć oko.
Z kolei Richard Schiffman w swoim artykule dla New York Times[15] cytuje Michaela Walronda Jr, pastora Pierwszego Korynckiego Kościoła Baptystów w Harlemie:
Niektóre kościoły bronią pisma świętego i religii, aby wyrządzić bardzo głębokie szkody w psychice.Gejom, lesbijkom i osobom transpłciowym mówi się, że Bóg ich potępia, nieślubnym matkom, że żyją w grzechu, a wiele naturalnych ludzkich pragnień uważa się za zło.
Religia katolicka i uczestnictwo we wspólnocie Kościoła wielu Polakom poprawiają jakość życia, nadając mu sens i będąc wsparciem w trudnych chwilach. Równocześnie też sporej grupie Polaków jakość życia obniżają — niekiedy drastycznie — odbierając im radość istnienia i satysfakcję z kontaktów z otoczeniem
— pisze Andrzej K. Sidorski dla oko.press [16]. Jak sam przyznaje, w ciągu 24 godzin otrzymał odpowiedzi od ponad 250 osób, które opisywały mu swoje negatywne doświadczenia z Kościołem.
(…) panicznie bałam się figury Jezusa na krzyżu, która wisiała przed wejściem do kościoła. Z religii wyniosłam przeświadczenie, że to przez moje grzechy ukrzyżowano Jezusa i ten człowiek na krzyżu miał przez to ociekającą krwią twarz od korony cierniowej i wbite gwoździe. Ksiądz wyjaśnił nam, że każdy mój grzech to wbity cierń w głowę Jezusa. A grzechem oczywiście było wszystko. Czułam się jak sprawca ukrzyżowania Jezusa, co z perspektywy dziecka było okropnym uczuciem.
— wspomina jedna z rozmówczyń Sidorskiego.
Z kolei Sophia, kolejna osoba, która zdecydowała się podzielić swoją historią, opowiada o strachu przed śmiercią i życiem wiecznym, który jest częścią wspólną dla wielu osób mierzących się z traumą poreligijną.
(…) było dla mnie traumą wyobrażanie sobie wiecznego życia po śmierci, o którym na lekcjach religii byłam uczona. Pamiętam, jak przed zaśnięciem wyobrażałam sobie tę „wieczność” i ze strachu albo dostawałam ataków duszności lub zaczynałam płakać.
Pojawia się również wątek samej spowiedzi, która przez samych zainteresowanych identyfikowana jest jako przemoc.
Mogę powiedzieć, że do dziś mam nieprzyjemne odczucia, kiedy ktoś szepcze albo ja szepczę. Źródło tego leży w spowiedzi, do której zmuszałam się latami i której nienawidziłam. To szeptanie w kratkę do obcego faceta o osobistych rzeczach, przepraszanie, obiecywanie, żałowanie, wstydzenie się — z odrazą i zażenowaniem wspominam ten koszmar. To była najgorsza psychiczna przemoc mojego dzieciństwa i młodości.
Podobne odpowiedzi pojawiają się również pod wątkiem na reddicie[17], zaczętym przez użytkownika o nicku LordLorq.
Tak, kiepski seks przez pół życia z powodu wstydu. Już jest trochę lepiej, ale wydłubanie tego syfu z głowy zajęło mi zdecydowanie za dużo czasu. W tym kontekście współczuję osobom LGBT, nie wyobrażam sobie jak boli to co słyszą na swój temat.
— pisze jeden z użytkowników.
Z seksualnością mam podobnie — gdy odkryłam masturbację, to byłam święcie przekonana, że jestem jakimś prymitywnym zwierzęciem. Spowiadałam się z tego długie lata, było to upokarzające i ohydne doświadczenie. Mój stosunek do własnej seksualności jest kompletnie porypany. Mimo tego, że zbliżam się do 30, nie mam żadnych doświadczeń seksualnych z drugim człowiekiem, bynajmniej nie dlatego, że czekam do ślubu. Ojciec kiedyś wziął mnie na rozmowę i powiedział, że seks to zło, że uzależnia i od tego się umiera (i oczywiście idzie do piekła). Ba, nawet kiedyś zażartowałam coś na temat masturbacji przy starszej siostrze (która jest pod 40 i miała kilku partnerów seksualnych), a ona powiedziała mi, że jestem obrzydliwa i nie może na mnie patrzeć — tak silna to jest indoktrynacja.
— dodaje osoba o nicku SadApperance1
Ulubionym tematem katechetki w mojej podstawówce było piekło, a dokładniej to tortury które się tam dzieją. Już wtedy wątpiłam w istnienie boga, ale wizja wiecznej agonii przerażała mnie do tego stopnia, że przez pewien czas miałam ciągłe koszmary i ataki paniki. Próbowałam udawać przykładną katoliczkę, chodziłam do kościoła i modliłam się, ale w głębi wiedziałam że nie wierzę i już jestem stracona. Na szczęście po pewnym czasie udało mi się to wszystko poukładać w głowie.
— opowiada Kosjaa.
To są wszystko realne osoby i realne historie.
Mówią o ogromnym lęku, w fobiach, w problemach psychicznych, które wzięły się właśnie z wychowania w konkretnej wierze czy wręcz zmuszania do jej praktykowania.
Backlash po podjęciu tematu spowiedzi dzieci
Wczoraj, w dyskusji, która zaczęła się na moim profilu twitterowym, właśnie ze strony katolika, padł argument, że takie głosy jak zacytowałam powyżej, nie powinny być brane pod uwagę — w końcu to tak, jakby zapytać się weganina, czy smakował mu stek.
I to jest właśnie ten problem.
Mamy pewne rzeczy tak głęboko zakorzenione w społeczeństwie, że jakakolwiek próba podważenia obecnego porządku rzeczy, spotyka się z ogromnym sprzeciwem i próbami podważenia wiarygodności rozmówcy czy rozmówczyni. Właśnie dlatego wspominam tutaj o backlashu.
Backlash, jak podaje słownik Merriam-Webster.com[18], to silna reakcja niepożądana (w odniesieniu do niedawnego wydarzenia politycznego lub społecznego).
I tak naprawdę nie ma znaczenia, czy używamy tego terminu w kontekście katolików doszukujących się w debacie na temat słuszności spowiedzi dzieci okropnej dyskryminacji, rodziców, oburzonych o to, że organizacje zajmujące się prawami człowieka czy prawami dziecka coraz głośniej mówią o tym, że tak, klaps to przemoc czy mężczyznach mówiących o tym, że aktualnie nie ma patriarchatu, tylko matriarchat.
Mamy straszny problem z tym, żeby przyjąć do wiadomości jedną podstawową kwestię. Nie wszystko, co robimy i nie wszystko, czym się w życiu kierujemy, będzie dobre dla naszego otoczenia, a już w szczególności dla naszych dzieci.
Czasami nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, jak wielką traumę może na dziecko sprowadzić konieczność realizacji wygórowanych oczekiwań rodziców.
Na sam koniec dodam, że od zawsze staram się być rzeczniczką ofiar przemocy seksualnej i ofiar kościelnej indoktrynacji. Jasne, gdybym powiedziała, że nie poznałam w życiu ani jednego dobrego księdza, ani jednej dobrej zakonnicy, to bym skłamała. Tak samo jak nie uważam, że każdy facet to potencjalny gwałciciel, tak samo nie uważam, że każda osoba z KK będzie zła.
Niestety, chociaż we wspólnocie kościelnej na pewno spotkacie tysiące cudownych ludzi, to tutaj zgniły jest cały system, modyfikowany przez wieki, tak aby jeszcze bardziej zwiększyć dominację nad wiernymi i lepiej ich sobie podporządkować. Nie uważam za inherentnie złe ochrzczenie dziecka i wychowywanie go w wierze, jeśli tylko ten przekaz będzie dopasowany do jego wieku. Małe dziecko nie powinno słuchać o męce pańskiej i śmierci na krzyżu, to na pewno — tak samo, jak małemu dziecku nie będziemy pokazywać krwawych horrorów, prawda?
To, na co my próbujemy zwrócić uwagę, podnosząc temat spowiedzi, to fakt konieczności spowiadania się z najbardziej intymnych spraw, również dotykających sfery seksualnej.
Dlatego nie wyobrażam sobie milczeć na ten temat, tylko dlatego, żeby obserwujący mnie katolicy nie poczuli się urażeni.
Zamiast puenty, zostawię wam fragment przykładowego rachunku sumienia dla dzieci, opublikowany przez Dorotę Brejzę[19], na Twitterze. Oceńcie sami, czy zmuszanie dziecka do spowiadania się z takich rzeczy obcemu, dorosłemu, mężczyźnie, chociaż nierzadko byłyby skrępowane podczas opowiadania o tym własnemu rodzicowi, jest przykładem pozytywnego czy prawidłowego podejścia do wychowania.
Moje teksty mogą powstawać dla Was za darmo tylko dzięki Waszemu wsparciu.
Jeśli tekst ci się podobał, rozważ zasubskrybowanie mojego bloga, zostawienie komentarza lub udostępnienie tego dalej.
Jeśli masz taką chęć, możesz mnie również wesprzeć finansowo.
PayPal: https://www.paypal.me/RienkaKasperowicz
BuyCofee.to: https://buycoffee.to/pok0chawszy