Byłam w sekcie, która działała za przyzwoleniem Kościoła Katolickiego

Image by freepik

Chociaż niejednokrotnie, za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych, wspominałam o swoim doświadczeniu, jeżeli chodzi o obecność w Kościele Katolickim, to zawsze bałam się wymienić tej wspólnoty sekty z nazwy, ponieważ lęk o to, że przyjdą tu osoby, które wówczas poznałam i zaczną mnie oczerniać czy podważać moje doświadczenia, był zbyt wielki.

Może i minęły lata (nawet cała dekada, jeżeli dobrze kojarzę), ale we mnie dalej jest ten przerażający lęk, że będę musiała skonfrontować się z tymi, którzy zafudnowali mi piekło na ziemi. Dlatego wcześniej wypowiadałam się w sposób bardzo zachowawczy i dopiero reportaż Onetu o Mamre dodał mi odwagi, by przełamać milczenie.

Etap I: łatwa ofiara

Do Wspólnoty Przymierza Rodzin Mamre trafiłam w pierwszej klasie liceum. Byłam zagubiona, samotna, poszukująca wsparcia. Miałam początek problemów psychicznych. Zaczynały się pierwsze nocne lęki, koszmary senne, bezsenność. Po rozmowie z klasową koleżanką, ta zaproponowała mi, bym porozmawiała z księdzem, który jest spoko, chociaż wydaje się nieco kontrowersyjny.

Pamiętacie księdza Natanka? Tego od mówienia, że Harry Potter to satanizm? Właśnie taki był kapłan, który nauczał nas religii.

Nie przepadałam za tym nauczycielem i z ręką na sercu przyznam, że nie byłam łatwą uczennicą. Niemniej jednak postanowiłam zaryzykować i spróbować zapytać się księdza, czy ma pojęcie, co mi jest. Podejrzewam, co sobie właśnie myślicie:

Ale dlaczego nie poszłaś do psychologa? Przecież to nie temat dla księdza.

Musucie jednak zrozumieć, że o ile teraz nastolatki mają utrudniony dostęp do terapeutów, ale doskonałe dojście do informacji, tak w roku 2010, w mieście powiatowym, nikt nic nie mówił o pomocy psychologicznej. Jasne, mieliśmy w szkole odpowiednich specjalistów, ale oni byli właśnie od spraw typowo szkolnych, nikt nie traktował ich poważnie, lekcje z nimi były zbywane kpinami. Jednak jesli chodzi o problemy tej natury, to wciąż królował stereotyp o szpitalach bez klamek rodem z powieści Keseya i żółtych papierach, które zniszczą ci późniejsze życie zawodowe.

I wiecie, teraz, po latach terapii, przerobieniu tego tematu ze specjalistami, wiem, że byłam idealną ofiarą.

Bóg cię kocha! Chyba, że robisz inaczej, niż ci powiedzieliśmy – wtedy jest na ciebie zły.

Karolina: – Na początku patrzyłam na te emocje, modlitwy, śpiewy i czułam się cudownie. Byłam szczęśliwa, że mogę być wśród tych ludzi. Jednocześnie pojawiała się presja, żeby całkowicie poświęcić się wspólnocie. Często mówiono nam, że to jest nasza nowa rodzina. Jeśli jakieś relacje – w rodzinie czy wśród znajomych – nie układały się nam, to mieliśmy je natychmiast zerwać. Tłumaczyli, że one nie są istotne, bo odciągają nas od najważniejszego. Czyli od Pana Boga.

źródło: onet.pl

Mogę całkowicie potwierdzić prawdziwość tych słów!

Kiedy przychodziłeś na pierwsze spotkanie, to witali cię z otwartymi ramionami. Super, że jesteś – to był charakterystyczny dla Mamre i jego członków zwrot. Dowiadywałeś się, że świat zmierza ku końcowi, nadchodzą Dni Ostateczne, zaraz czeka nas ponowne prztyjście na świat Zbawiciela, więc to cudownie, że szukasz drogi do Boga.

Ta sielanka nie trwała jednak zbyt długo. Dosłownie chwilę później – nie wiem, mogło to być drugie, góra trzecie twoje spotkanie, dowiadywałeś się, co trzeba w tobie zmienić, bo obrażasz tym Boga.

W pewnym momencie dowiadywałeś się, że właściwie wszystko, co nie jest od Boga, zostało stworzone rękami demonów i powstało, by wodzić cię na pokuszenie. Książki, muzyka, filmy. Uprawiane przez ciebie sporty, a nawet ubrania, które nosisz.

Mariusz: – Zakazane było też kupowanie ciuchów z House. Wzięło się to stąd, że pewna rodzina należące do Mamre otworzyła sklep w galerii handlowej z tą marką w ramach franczyzy. Wtedy miało dojść u nich w domu do dziwnych zjawisk. Podobno przedmioty spadały im same z półek itd. Muszę przyznać, że po rekolekcjach ewangelizacyjnych sam spaliłem kilka ciuchów tej marki, które miałem w domu. Wiem, dla mnie dzisiaj to też brzmi idiotycznie. Ale wtedy myślałem: przecież dla koszulki za 50 zł nie poświęcę swojej relacji z Bogiem.

źródło: onet.pl

Miałam sporo takich rzeczy w domu. Figurki ze słonikami, z podniesioną trąbą (złe, bo mają przyciągać szczęście, a to bałwochwalstwo), płyty zespołów pokroju 30 Seconds To Mars (złe, bo jak posłuchasz od tyłu, to usłyszysz demoniczne inkarnacje), książki o Harrym Potterze (złe, bo opisują magię) i pewnie jeszcze wiele rzeczy, o których teraz już zapomniałam.

Pewnego dnia przyszli do mnie inni członkowie z tej wspólnoty, wzięliśmy worki i zaczęliśmy przeglądać moje szafy. Wiele rzeczy wtedy zostało zakwalifikowane jako niebezpieczeństwa duchowe a.k.a. klucze do furtki twojej duszy dla Szatana. Zapakowaliśmy je więc, przenieśliśmy do bagażnika samochodu, pojechaliśmy na łąkę… i je spaliliśmy.

Pamiętam, że to też było ważne, nie mogę sobie jednak przypomnieć konkretnej linii argumentacji – tych rzeczy nie można było wyrzucić. Trzeba je było koniecznie spalić.

Nie otwieraj furtki demonowi, bo pożre twoją duszę i czeka cię piekło.

Straszenia piekłem tam też było ogromnie dużo.

Ogólnie, cały twój pobyt w Mamre był wypełniony takim przyzwyczajaniem się do strachu przed ogniem piekielnym i wszelkimi diabłami. Najpierw, musiałeś przejść pierwszą modlitwę wstawienniczą, z prośbą o uwolnienie od złych duchów. Nie ważne, w jaki sposób wcześniej żyłeś, na pewno otworzyłeś swoje serce na działanie złego. Mógł to być duch nieczystości, duch pychy, duch próźności czy inne złe duchy, które na pewno aktualnie squotują twoją duszę.

Dopiero później mogłeś przejść dalej.

Takim final bossem były wyjazdowe rekolekcje, na które, na szczęście, nigdy nie udało mi się pojechać. Dopiero tam można było się formalnie zapisać do wspólnoty i zacząć piąć się w hierarchii Mamre.

W pewnym momencie dosłownie dostałam jakiejś fiksacji na punkcie opętania, byłam pewna, że coś we mnie jest i szkodzi. Moje lęki nocne i paranoje się uaktywniły z pełną mocą. Bałam się zasnąć, widziałam na ścianach krwawe, demoniczne napisy, a cienie układały się w kształty potworów. Każda noc była jak z horroru. Mając siedemnaście lat prosiłam mamę, by ze mną spała, bo ja nie potrafiłam spokojnie zasnąć.

Wewnątrz Mamre

Jak czytamy na stronie Informacyjnego Serwisu Policyjnego, za sekty możemy uznać grupy, które:

  • Mają charakter totalny. Liderzy grupy przypisują sobie absolutny autorytet i prawo ingerowania we wszystkie dziedziny życia swoich członków, nawet te najbardziej intymne.
  • Pozyskują nowych członków uciekając się do najróżniejszych podstępów i kłamstw, zatajając istotne informacje o działaniu grupy, jej celach i doktrynie.
  • Uzależniają uczestników psychicznie i ekonomicznie za pomocą technik (psycho)manipulacji – wywierają niekorzystny wpływ na rozwój psychiczny adepta i jego relacje społeczne (np.: zerwanie więzi z najbliższymi, porzucenie pracy lub studiów).
  • Posiadają charakter kultowy w szerokim rozumieniu, niekoniecznie religijnym. Może to być kult osoby, energii, zdrowia, pieniędzy, sukcesu itp.
  • Wytwarzają ostry podział rzeczywistości na to co „dobre”, czyli związane z grupą i „zagrażające”, odnoszące się do świata zewnętrznego (biało-czarna wizja rzeczywistości).
  • Wpajają swoim członkom przekonanie o elitarności ruchu i niechęć do dialogu światopoglądowego.

Tak, jak pisałam wam na początku tego tekstu, byłam idealną ofiarą. Młodą, naiwną dziewczyną, która próbowała odnaleźć się w świecie. Z pierwszymi objawami zaburzeń psychicznych, które bardzo łatwo można było wykorzystać do przepchnięcia swojej agendy.

Zamiast poszukaj pomocy psychologicznej, usłyszałam, że to zły próbuje ukraść moją duszę i dobrze, że wykorzystałam ten ostatni moment i poszuakałam pomocy.

Nie wiem, jak w innych miejscach, ale to przede wszystkim była wspólnota ludzi młodych. Było, owszem, trochę rodzin z dziećmi, ale głównie przychodzili studenci, licealiści czy gimnazjaliści. Ale wiecie, to też nie było tak, że oni sami odkrywali, że jest sobie w tym i w tym kościele taka wspólnota, która ma spotkania wtedy i wtedy.

Nie.

Kapłan wykorzystywał to, że z racji pełnionej przez niego roli nauczyciela, ma dostęp do uczonych przez siebie klas i zwyczajnie wprowadzał swoich ludzi do szkoły. Sami wiiecie, jak to jest. Kiedy to on by opowiadał i namawiał do dołączenia, to większość raczej machnęłaby ręką i olała. Ale kiedy wprowadzał do klas ludzi podobnych do nas, którzy opowiadali swoje własne historie i doświadczenia… Sprawa miała się zupełnie inaczej. Było wielkie zafascynowanie i słuchanie z zapartym tchem.

Jest taka jedna kwestia, której nigdy nie zapomnę. Na samym początku naszych lekcji religii, jeszcze za nim trafiłam do prowadzonej przez niego wspólnoty, na jednej z pierwszych lekcji religii, pozwolił zadawać pytania do siebie, również o wiarę. Zapytałam, dlaczego Kościół Katolicki nie pozwala na rozwody i rozpoczęcie życia z nowym partnerem – szczególnie, jeżeli mówimy o sytuacji, gdy rozstanie spowodowane jest przemocą domową.

A skąd wiesz, że kolejny partner też nie będzie jej stosował? – odpowiedział nam wtedy.

Nastoletnia fanatyczka religijna

W końcu doszło do takiego momentu, że chodziłam do kościoła codziennie, a do spowiedzi praktycznie co dwa dni. Powtarzano nam bowiem, że musimy być w stanie łaski uświęcającej. Najgorsze chyba bylo to, że moja obecność w Mamre przypadła na moment, w którym zaczęła budzić się moja seksualność i odkrywałam masturbację. Oczywiście szybko się dowiedziałam, że masturbacja jest oczywiście grzechem ciężkim i obrazą dla Boga.

Z racji tego, że kapłanem prowadzącym wspólnotę, był ten sam, który uczył mnie religii w szkole, nie było opcji, bym spowiadała mu się z masturbacji. Na początku nie mówiłam o niej w ogóle w trakcie spowiedzi, ale jak dowiedziałam się, że zatajanie grzechu, sprowadzi na mnie piekło, to zaczęlam panicznie bać się spowiedzi. Wiedziałam, że muszę w końcu wpleść ten grzech w rozmowę ze spowiednikiem, więc zaczęłam sprawdzać, kto aktualnie spowiada. Najgorzej było, jak przychodziłam do Kościoła, a tam spowiedź już się ropoczęła. Za każdym razem był ten sam lęk, że w końcu trafię na tego, na którego nie chcę trafić.

Praktycznie odcięłam się również od wszystkich moich niekościelnych znajomych. Mieli oni dość mojego nawracania na siłę, co oczywiście było podstawą uczestnictwa w Mamre i tego, że byłam dosłowną fanatyczką. Nawet moja, już swiętej pamięci, babcia, która do końca życia gorliwie wierzyła w Boga, radziła mi, bym stamtąd uciekała. Niepokoiło ją to ciągłe mówienie o piekle. Widziała w tym coś złego.

Albo z nami, albo przeciw nam

To też nie było tak, że ja podążałam za nimi ślepo. Owszem, próbowałam się słuchać, ale każdy, kto mnie zna, wie, że jak niezbyt znoszę bullshit i karmienie mnie bzdurami. Dlatego jeszcze będąc we wspólnocie, zaczęłam się buntować, bo wiele z rzeczy mi się nie podobało.

Przy tym wszystkim jednak, czułam się coraz gorzej. Miałam coraz większe stany depresyjne, coraz częstsze myśli o śmierci, o zakończeniu tego, zdarzały mi się również coraz czętsze epizody autoagresji.

Przy tym wszystkim jednak pilnowałam codziennej mszy, codziennej modlitwy i regularnej spowiedzi. Jednak z dnia na dzień moja nienawiśc do siebie była coraz większa.

Wydaje mi się, że to już był ten moment, kiedy byli przekonani, że mają mnie w garści.

Chociaż regularnie słyszałam o tym, że są we mnie złe duchy, a na tej super-hiper-fancy mszy w Częstochowie, modlili się nade mną księża, charyzmatycy, wypędzali ze mnie złe duchy, nawet nazywali je po imieniu, to kiedy przyszłam poprosić księdza o pomoc przy zaostrzeniu się stanu psychicznego, usłyszałam, że ja nie jestem opętana, tylko chora psychicznie. I potrzeba mi terapii. Ale oczywiście takiej, którą oni będą aprobować, nie żadne tam Freudy!

To chyba właśnie był ten moment, kiedy powiedziałam pas. I chociaż zdarzało mi się jeszcze robić małe powroty do Mamre, to był to raczej proces uwalniania się od toksycznej współzależności i budowania wiary w siebie.

Oczywiście, nie skończyło się na tym.

Pominę smutną historię o przekraczaniu swojej władzy nauczycielskiej i wpisywaniu mi negatywnych ocen, bo tak, bo może, za całokształt. Pominę zastraszanie mnie, że on może zgłosić do wyżej postawionych cokolwiek, przecież to on jest nauczycielem, to jemu uwierzą, a nie mi.

Jednak nigdy nie spodziewałabym się rozmów z innymi osobami, które również mnie znały i odradzania im kontaktów ze mną, ponieważ jestem satanistką.

10 lat później

Spędziłam wiele lat na terapii, by wrócić do prawidłowego funkcjonowania. Chociaż po pewnym czasie, jak już wspominałam, zaczęłam mówić o swoich doświadczeniach, to wciąż bałam się wymienić tej wspólnoty sekty z nazwy, bałam się tego, że będą próbowali mnie atakować czy niszczyć.

Owszem, nie jestem krystaliczna. Nie jestem bez winy. Popełniałam błędy.

Byłam zagubioną nastolatką, która została wciągnięta do sekty aprobowanej przez lata przez Kościół Katolicki. A o tym, że w tej wspólnocie sekcie dzieje się źle, mówiło się od lat. Już za czasów jej funkcjonowania w Oleśnicy, z ambony w drugiej świątyni, istniejącej wówczas w moim mieście, slyszało sie o tym, żeby unikać Wspólnoty Przymierza Rodzin Mamre.

Jestem wdzięczna wszystkim osobom, dzięki którym powstał reportaż Onetu. Mam nadzieję, że będzie nas, tych, którzy stamtąd odeszli, coraz więcej i też nasz głos będzie coraz bardziej słyszalny.

Ze swojej strony mam nadzieję, że doczekamy takiego pięknego dnia, w którym ta wspólnota sekta przestanie istnieć, a wszyscy zaangażowani w nią kapłani, którzy mieli wpływ na to, co sie tam działo, podzielą los ks. Natanka i zostaną suspendowani.


Moje teksty mogą powstawać dla Was za darmo tylko dzięki Waszemu wsparciu.

Jeśli tekst ci się podobał, rozważ zasubskrybowanie mojego bloga, zostawienie komentarza lub udostępnienie tego dalej.

Jeśli masz taką chęć, możesz mnie również wesprzeć finansowo.

BuyCofee.to: https://buycoffee.to/pok0chawszy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *